poniedziałek, 25 maja 2009

Ciachu-Ciachu czyli Bruce Lee


Przyznam się bez bicia. Przed umieszczeniem tutaj Bruce'a zapierałam się nogami, rękami, piersiami, całym ciałem i całą swoją silną wolą. Wczoraj skapitulowałam... Oczywiście palce w tym przedsięwzięciu maczała Wiedźma Sabbath razem z pewną prześliczną Sałatą :) Padła propozycja zobaczenie "Wejścia Smoka", w momencie gdy moja silna wola została osłabiona przepysznym piwem w ilości.... sporej:D

I stało się.


Bruce na ekranie po prostu ... WYMIATA! :D Całkowicie.

Jestem oszołomiona, zachwycona połączeniem delikatnej urody z niezwykłą siłą, zwinnością, precyzją.

Nie jestem w stanie dodać nic więcej. Miałam jeszcze nadzieję, że to po prostu wpływ działania alkoholu, że to omamy, że to Wiedźma wydzielała jakieś fluidy. Nic z tego.

Wpadłam jak śliwka w kompot :)



4 komentarze:

  1. Oczywiście, że wydzielam jakieś fluidy. ;-)
    Tyle, że w tym przypadku zupełnie nie byly potrzebne.
    Twoje "nawrócenie" zupełnie mnie nie dziwi. Ale cieszy niewątpliwie.

    A tytuł miał brzmieć "Ciacho Ciach". Ale i ten przyjmiemy, jako dowód naszego zwycięstwa. A może nie naszego, tylko Bruckowego? ;-)

    Czekam na pana Fasolkę. :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. YEEEEEEEEE!!! :D ŁAAAAAAAAA!!! :D
    Madziku Mój Najciasteczkowniejszy, czy muszę pisać, jak się cieszę?! ;) I jak z ekscytacji drga mi skroń (o prawym pośladku nie wspominając...)?! Cała jestem rozedrgana ;)

    No i znowu będę nudna: słodkie ciacho z NIEGO, czyż nie? ;P

    OdpowiedzUsuń